Buongiorno! (ponownie)
Przepraszam Was, że wpis nie został dodany tak jak wcześniej obiecywałam, czyli w niedzielę. Plany psuła pogoda - gdy było ładnie starałam się z niej korzystać, a w momencie, w którym chciałam usiąść do napisania postu... zaczynała się burza, a ja wolę nie ryzykować spaleniem komputerem.
Jednak teraz... została nam jeszcze odrobina wojaży!
Wenecja --> Gardaland --> Werona :)
Po obejściu Padwy, ruszyliśmy w stronę (chyba największej, jak dla mnie) atrakcji tej wycieczki. Kierunek:
Wenecja!Cieszyłam się jak dziecko. Płynęliśmy małym stateczkiem do Wenecji, co było jeszcze większym przeżyciem. Byłam strasznie głodna, gdy tylko przyjechaliśmy, czekałam, żeby coś zjeść. Wybraliśmy małą, uroczą knajpkę, w której za 1,5 Euro można zjeść mały, ale strasznie syty przysmak. Jak tylko sobie przypomnę jak się nazywa, dopiszę. Trzeba strasznie uważać, żeby nie zgubić się w Wenecji, gdy już wejdzie się do środka. Jedna uliczka, do niej 3 kolejne i z tych 3 kolejne 3. Dobrze, że kolega, z którym się trzymałam ma dobrą orientację w terenie, inaczej byłoby po mnie. Prawie połowa sklepików oferuje maski weneckie, które trzeba przyznać, są śliczne. Co można powiedzieć o Wenecji? Składa się z tysiąca małych wysepek, które są połączone mostami. Tak, tak, każdy kolejny to most to kolejna wysepka. Widzieliśmy
Pałac Dożów,
Most Westchnień (wbrew pozorom, nazwa ta nie ma nic wspólnego z romantyzmem). Więcej informacji przy zdjęciach :)
*Widok na Wenecję ze statku.
*Most Westchnień. Skazańcy przechodzili nim, gdy szli na skazanie. Dlaczego "Most Westchnień"? Wiedzieli, jaki czeka ich los, a to miejsce było miejscem, gdzie po raz ostatnio mogli zobaczyć niebo, świat, co powodowało nastrój dość melancholijny. Jednak, gdy zakochani, nowożeńcy wybierają się w podróż gondolą, najczęściej pragną płynąć pod tym mostem, ponieważ ma im to przynieść szczęście.
*Przejście pomiędzy tymi komunami podobno przynosi nieszczęście. (Przechodzili przez nie skazańcy).
*To tylko naprawdę maleńka część masek weneckich. Wybór jest ogromny, każdy może znaleźć coś dla siebie. Dla bardziej zachłannych weneckich klimatów istnieje również sklep, w którym można kupić cały kostium rodem z balu weneckiego! Jednak jeśli chcecie kupić maskę wenecką na całą twarz (nie na oczy), musicie liczyć się z wydatkiem 15 Euro lub więcej, ponieważ według mnie dopiero od tej kwoty mogłam znaleźć ładne maski. Chciałam z taką wrócić, jednak końcowo nie zdecydowałam się, właśnie ze względu na tę cenę (60 złoty za maskę...). Troche żałuję, ale jestem oszczędna.
*Tak wąskie uliczki!
*Jak na zdjęcia robione telefonem, musicie przyznać, że całkiem ładnie! :)
*Pałac Dożów.
W poniedziałek zostaliśmy obudzeni
25 minut po piątej. Nie była to wymarzona pora na pobudkę, zwłaszcza, że siedzieliśmy z grupką znajomych do prawie pierwszej w nocy i rozmawialiśmy. Cóż, trzeba to trzeba. Sprzątanie kempingu, ostatnie pakowanie, potem na śniadanie i ruszamy w drogę. Naszym celem był park rozrywki -
Gardaland. Pamiętam, że dopóki nie otrzymałam ulotki z tego parku, nie potrafiłam wymówić nazwy. Co dużo mówić o tym parku? Spędziliśmy tam długie, wyczerpujące, ale pełne śmiechu i adrenaliny
8 godzin! Bawiłam się świetnie, choć na największe kolejki nie wsiadłam. Zdjęć nie robiłam, ponieważ byłoby to chyba zbyt niebezpieczne jak dla amatora. Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał park i jakie atrakcje są przewidziane, zapraszam na stronę:
www.gardaland.it/resort/index-en.php
Jeśli macie pytania odnośnie tego, na jakie kolejki i atrakcje się zdecydowałam - śmiało pytajcie pod wpisem :)
Następnie odwiedziliśmy miasto Romea i Julii, czyli Weronę. Zrobiliśmy jednak tylko szybkie "obejście", mieliśmy zjeść tutaj kolacje i wyruszać w stronę Polski. Szliśmy wąskimi uliczkami, a w witrynach sklepów takich jak "GUCCI" "DOLCE&GABANA" można było dostrzec najnowsze kolekcje. Cóż, wraz z dwoma kolegami śmiałam się, że nawet jeślibyśmy się złożyli, to nie starczyłoby nam na pasek! Następnie, przed godziną 22 mieliśmy zjeść kolację. Złożyliśmy się z kolegami na najprawdziwszą pizzę. Kosztowała co prawda 8 Euro, czekaliśmy na nią około 45 minut, jednak... było warto. Wybraliśmy opcję smakową "Quatro Fromage" ("Cztery Sery"). Była pyszna.
*Piękne.
*Arena, w renowacji.
*Te uliczki są urocze, mają w sobie taki klimat. Choć z drugiej strony, wąska uliczka, mniej pola do ucieczki w razie napaści!
*Balkonik Julii i jej pomnik. Wiedzieliście o tym, że balkon został zbudowany ze względu na turystów? Co do pomnika - gdybyśmy podeszli bliżej, moglibyście zauważyć, że lewa pierś Julii jest trochę starta. Dzieje się tak, ponieważ istnieje przesąd mówiący o tym, że dotknięcie lewej piersi Julii ma przynieść kobiecie powodzenie i szczęście w miłości ;)
*Tutaj podobno miał mieszkać Romeo.
*Pomnik autora "Boskiej komedii".
Jechaliśmy całą noc, około godziny ósmej rano przekroczyliśmy granicę czesko-polską. Jednak nie obyło się bez komplikacji. Mieliśmy godzinny postój w Opolu. Do domu wróciliśmy przed godziną 21. Zmęczeni, ale cholernie szczęśliwi. Chciałabym tam wrócić!